Jako osoba, która na co dzień pracuje z pacjentami z zaburzeniami żołądkowo-jelitowymi, bacznie obserwuję nowe pozycje wydawnicze w temacie. W marcu tego roku ukazała się nowa lektura o ciekawym tytule „DigestFood. Dieta na dobre trawienie i przyswajanie tego, co najlepsze”, wyd. MUZA.
Książka jest pięknie wydana. Atrakcyjna okładka, świetny projekt graficzny i miły w dotyku papier z pewnością wzbudzają zainteresowanie potencjalnych czytelników. Niestety, co do wartości merytorycznej mam kilka zastrzeżeń.
Autorem książki jest Vanessa Bedjai-Haddad, przedstawiona jako „paryska dietetyczka, specjalistka ds. żywienia i trenerka”. Niestety, nie mamy informacji, o tym, jaką autorka skończyła szkołę, ani gdzie dokładnie pracuje. Plusem jest to, że jest to osoba z branży, a nie kolejna celebrytka pisząca książki.
Pozycja z pewnością dedykowana jest czytelnikom-laikom, aniżeli dietetykom. Schorzenia opisywane są w przystępny, prosty sposób, na próżno szukać jednak spisu piśmiennictwa, w oparciu o które powstała pozycja. Na kolejnych stronach poznajemy raczej spojrzenie dietetyczki na dany problem, niż potwierdzone naukowo zalecenia.
Lektura składa się z 2 części:
cz. I „Założenia”
W tej, nie wiadomo właściwie dlaczego akurat tak zatytułowanej części, autorka omawia m.in. proces trawienia, zasady zdrowego odżywiania, oś jelitowo-mózgową oraz kilka częściej występujących schorzeń przewodu pokarmowego: refluks, wzdęcia, biegunki, zaparcia, zespół jelita drażliwego, czy nietolerancje pokarmowe.
Rozdział jest dość ciekawy, lecz pojawiają się w nim pewne nieścisłości, które mogą być jasne dla dietetyka, lecz wprowadzą w błąd laika, któremu przecież dedykowana jest książka. I tak najpierw dowiadujemy się, że lepiej spożywać produkty surowe, niż gotowane, a później, iż zalecana jest dieta … lekkostrawna. Samo tłumaczenie też wymaga poprawy, kilka razy zdarza się, że autorka wspomina o „suszonych warzywach strączkowych”, mając pewnie na myśli „suche nasiona roślin strączkowych” itp, nie jest to duży błąd, lecz dziwnie się to czyta.
Nie oznacza to jednak, iż rozdział jest całkowicie bezużyteczny, znajdują się w nim bowiem przydatne tabele, np. z podziałem produktów spożywczych na te będące źródłem błonnika rozpuszczalnego i nierozpuszczalnego czy tabela z produktami o wysokiej zawartości FODMAPS, których powinni unikać pacjenci z IBS.
Z kolei w sekcji „pytania” autorka podaje kilka praktycznych rad, m.in. jak przechowywać siemię lniane (w lodówce – o czym niewiele osób wie). I tutaj nie zabrakło jednak nieścisłości. W pytaniu o produkty, które poleca się na zniwelowanie uczucia ciężkości, autorka sugeruje bowiem m.in. surowe warzywa czy… strączki, które są bardzo zdrowe, lecz wiele osób ma problemy z ich strawieniem.
cz II „Przepisy”
Dużym problemem w omawianej pozycji wydawniczej jest fakt, iż autorka przyjmuje, iż zaburzenia trawienne można leczyć jedną dietą, dietą „na dobre trawienie”. Niestety, zaburzenia trawienne mają różną etiologię i nie sposób opracować zbiór przepisów, które odpowiadały by zarówno osobom z nietolerancją laktozy, glutenu, refluksem, zaparciami czy IBS. Czasami potrzeba kilku miesięcy współpracy dietetycznej, by wypracować odpowiednie menu dla pacjenta z zespołem jelita drażliwego, po którym będzie czuł się dobrze. Ze względu na indywidualną tolerancję danych produktów, dwóch różnych pacjentów z refluksem będzie reagowało inaczej na te same posiłki. Przykłady można mnożyć.
Niestety, w książce „DigestFood” przepisy nie zostały podzielone według omawianych jednostek chorobowych, a więc czytelnik nie wie, które z nich będą odpowiednie do jego stanu zdrowia. Teoretycznie, można by stworzyć bazę lekkostrawnych dań, które wpisywały by się w dietoterapię części omawianych schorzeń, lecz zawsze pozostaną chociażby zaparcia atoniczne, które wciąż leczymy dietą bogatoresztkową, całkowicie przeciwstawną diecie lekkostrawnej, zalecanej w biegunkach.
Efekt jest taki, iż w książce przeplatają się przepisy na gładkie smoothie z mango na przemian z „miętowo-imbirowym ragout z kurczaka”, opisywane swoją drogą jako danie lekkostrawne, mimo iż w składnikach znalazł się por, pieprz czy … surowa cebula. Innym problemem jest fakt, iż autorka bazuje na produktach w Polsce niedostępnych lub trudnodostępnych, najwyraźniej popularnych we Francji. I o tyle o ile na pewno od czasu do czasu każdy z nas miałby ochotę spróbować ugotować coś nowego (zupa z kasztanów, szaszłyki z przegrzebków, potrawkę z liści papedy), to na co dzień szukanie składników może być jednak kłopotliwe.
Przepisy są więc niewątpliwie są atrakcyjne, lecz mało przydatne.
Podsumowanie
Podsumowując, „DigestFood” to książka napisana z pomysłem, lecz niestety mało przydatna dla osób z zaburzeniami trawienia. To lektura z gatunku „o wszystkim i o niczym”. I choć pozycja nie jest droga (29zł), to jeśli naprawdę chcielibyście usprawnić swoje trawienie, lepszą inwestycją będzie kupienie kolorowego notesu do notowania produktów, po których czuliście się źle.
Powodzenia!